Skleiły mu się usta gumą do żucia. Przeżuwał namiętnie, zapominając się. Pół miasta przespacerował w tym stanie. Miasto ponure, mgliste, ze snu.
Tak post scriptum to byl to kleptoman co nie miara, ten przeżuwacz gumy. Posiadał kolekcję kaset i na każdej z nich miał nagrany inny odgłos ciszy, pod lóżkiem przechowywał nienapisane gazety i widelce srebrne. Bo to ponoć pomaga na sen i zlodziei.
Zbędność schował w kieszeniach. Pozawieszał na szyi. powsadzał w nogawki. Miał dziurawą teczkę. Rozsypywał kminek nic o tym nie wiedząc.
Ciagnał się za nim pas wścibskich gołębi, co to tylko obgadywać umieją, nic więcej.
Ptaszkom od zimna skrzydła pozamarzały, więc ani pisku o locie. Golebie się zastanawiały nad tym, podążając za coraz to nowymi znakami zapytania, które leżały skopane przez śpieszących wiecznie przechodni.
Gertruda tą samą drogą przechodziła. Gertruda była aktorką. Najlepszą aktroką, jaką golębie kiedykolwiek spotkały. Tej to roztargnieniem nikt dorównać nie mógł, aż ptaszkom głupim oczy na łeb wylazły. Z wrażenia powskakiwały na metalowe poręcze i przywarły do nich. Musiały się potem odchuchiwać nawzajem.
Zapaliła Davidofa. Rzuciła wzrokiem na faceta o sklejonych gumą ustach, co stał teraz w kącie i zastanawiał się, gdzie by tu się podziać. Nicnieróbstwo chorobą jest nadzwyczaj rzadką i równie zaraźliwą.
Gertruda nie wytrzymuje i rozgrywa scenę upadku na asfalt. Nie udany układ ruchów, bo aż lód pęka i wyłania spod siebie szaroniebieski asfalt. To najgorsza scena, w jakiej kiedykolwiek grała.
Wybija zwątpienie we wlasną odwagę. Co niby ją ma obchodzić obca nicość planów?
Facet spostrzega Gertrudę i wypluwa gumę, widzi przy tym rozsypany dookoła kminek. Kurcze, tyle kminu zmarnowane!