przerdzawiałym widelcem
odliczałeś resztę z klepsydry
z wielkim poczuciem satysfakcji
wymieniałeś zalety
każdego
z trójkątnych kolorowych ziarenek
wciąż i jeszcze
wytykając chwile
histerycznego śmiechu
któremu brakło
kropel z dachu
przejmujacego strachu
przed świtem na ranku
pod drewnianym gankiem
z widelcem w ręce w aksamitnej trumience