Sfery oczu nakłute wzrokiem na stalowe pręty nicości
Drżą w zmęczonej siatce czerwieni i wilgoci mglistej łez
Natężone struny żył nad duszą instrumentu samotności
Bólem dławią się w oczekiwaniu na melodii życia kres
Rdzawe paznokcie zimnych palców obcych słów
Z nadziei skóry wydzierają resztki mdłego ciepła
I uśmiechy standardowe z krainy profilowanych snów
Znów i znów wtrącają do swędzących myśli piekła...