tylko pozniej, kiedy wsiadasz do pustego jeszcze autobusu fantazja zalewa po brzegi, ale niestety, drzwi zostalu zamkniete z drugiej strony, wtedy patrzysz na poranne zycie miasta, widzisz sprzantajace tulowia, szczotki, jedyne co optymistycznie cie nastawia slonce, takie niewinno cieple i mile jak smiejace sie niemowle, wtedy dociera do ciebie jak pieknie umiesz wychodzic, ale pozniej nastepuje sen dzienny, upal, popoludniowa ciezkosc. To rowniez sie mienia z nastapieniem ciemnosci i wieczornych przygod, jak zauwazasz cyklicznosc emocjonalnego siebie to nikt nie zmusza i nikt nie rozbiera duszy, jak banalnie to by nie dzwieczalo. Zawsze za blade poranki!