Światło wypełniające pokój oślepiło go swą natrętnością. Chciało wleźć w każdy zakamarek pomieszczenia i w jego duszę. Lecz tam już było zajęte. Ciemne myśli o wschodzącym słońcu i zachodzącym księżycu wypełniły go całego od palców stóp po czubek głowy. Lecz jakaś jedna malutka iskierka zdołała przedostać się przez barykady iluzji. Była to myśl o tym, iż na stole w kuchni nadal stygnie kawa. Zapalił jointa i efemyrydą marychi starał się wypędzić z siebie tego natrętnego intruza. Nie było to dobre posunięcie. Wraz z sączącym się białym dymem do jego świadomości zaczęły przedostawać się niebieskie konie czerwone krzesła i przezroczyste drzewa. Pokój nadal drążył jego oczy umysł serce. Żarówka się przepaliła i wszystko wróciło na własne miejsce. Cień tytoniu padał na fundamenty braku gwiazd.